poniedziałek, 11 maja 2015

Jeden

      Za oknem widniały strzeliste budowle Sao Paulo, a ja sama nie mogłam uwierzyć, że znalazłam się w sercu największego brazylijskiego miasta. Co jakiś czas mocno szczypałam się w nadgarstek. Wiadomo, w jakim celu. Głupia sprawa, jednak bez tego byłam skazana na zwariowanie przez niedowierzanie we własne szczęście. W szczęście Paco.
      Zawsze myślałam, że spełnianie marzeń to pojęcie względne. Nie ma osoby, która po kilku latach fascynowania się czymś w domowym zaciszu będzie mogła stanąć wreszcie na torze, boisku czy scenie wpatrując się w tak doskonale znaną jej osobę publiczną. Nie wierzyłam w to. Dopiero teraz, gdy jechałam taksówką ulicami miasta Ameryki Południowej na spotkanie z idolem mogłam spokojnie powiedzieć, że jeśli wierzysz, dasz radę osiągnąć wszystko. A z pomocą najwspanialszego przyjaciela na świecie podbić nawet i cały swój wyimaginowany świat. Paco po prostu taki już był. Walczył o miejsce w jakiejkolwiek ekipie Formuły, bym mogła zawitać na każdym torze widniejącym w kalendarzu obecnego sezonu. I byłam mu za to piekielnie wdzięczna! 
      Oparłam głowę o szybę i zamknęłam oczy. Zaczęłam szybciej oddychać. Wszystko we mnie pracowało jakby ze zwiększonymi obrotami. Serce, przepływ krwi, myślenie... Każdą czynność wykonywałam niepewnie, trzęsąc się. Mokre od potu dłonie co chwilę musiałam wycierać w materiał krótkich spodenek. Bałam się, choć nie do końca wiedziałam, czego. Podekscytowanie brało górę już od postawienia stopy na tym gruncie, naraz pisałam tysiące scenariuszy poznania Michaela poprawiając nawet najdrobniejsze szczegóły. Jeśli miałam mu się pokazać, czułam potrzebę zrobienia tego w jak najlepszym stylu. I oby mi się udało.
      Po dłużących się minutach jazdy samochodem, zapłaciłam za podjęty kurs i wyjęłam walizkę z bagażnika. Uśmiechnęłam się do kierowcy tłumacząc, że dalej dam radę sama. Odwróciłam się rozpromieniona, by spojrzeć na obiekt marzeń. Interlagos widniało zaraz przede mną. Zachłysnęłam się powietrzem, coraz szerzej otwierając usta ze zdumieniem. Prawdziwy tor wyścigowy. Miejsce, w którym aktualnie znajduje się człowiek najbardziej przeze mnie podziwiany. I który teraz jeździ w trzecim treningu przed Grand Prix Brazylii. Cholera! Wiedziałam, że się spóźnię!
       Z walącym sercem przeszłam nie całkiem zapełniony parking, po czym według instrukcji Hiszpana skierowałam się do bocznego wejścia. Szukałam odpowiedniego numerku nie do końca pewna, czy będzie miał mnie kto wpuścić. Ciągnąc za sobą sporych rozmiarów torbę brałam coraz to głębsze wdechy, by uspokoić poharatane nerwy. Z przykrością stwierdziłam, że nie dawało to najmniejszych efektów. A zawsze działało! Na trzęsących się nogach stanęłam w umówionym miejscu. Miałam wrażenie, że zaraz się przewrócę. Nie byłam pewna, czy to normalna reakcja. Między innymi dlatego oparłam się o metalową siatkę. A co, jeśli przyjechałam w złe miejsce? Jeśli Paco sobie ze mnie żartował? Nie! Nie bądź pesymistką! Spojrzałam w niebo, szybko odpychając od siebie ponure myśli. Uniosłam kąciki ust ku górze patrząc na szczery błękit. Wystawiłam ręce do palącego słońca i choć chwilowo spróbowałam się odprężyć przed stresującym momentem. Kilka minut takiego stania wyszło mi jak najbardziej na plus, bowiem zaczęłam niecierpliwie dreptać w miejscu. To łapałam rączkę walizki, to ją puszczałam. I tak w kółko. Słyszałam jeżdżące po asfalcie bolidy. Fakt, że nie mogłam ich zobaczyć był niezwykle irytujący. Spróbowałam skupić swoją uwagę na czymś innym, z lekka odmiennym i przeczesałam długie, brązowe włosy palcami wspominając coraz to kolejne wyścigi, kłótnie z Lio i to, jak przed wyjazdem poprosił mnie o trzymanie się z dala od tych wszystkich kierowców w sprawach sercowych. Zaśmiałam się. Jakby któryś w ogóle mnie zechciał...
      - Alisa! Rany, przepraszam Cię!
      Odwróciłam się i z uśmiechem spojrzałam na opalonego przyjaciela.
     - Gdyby ludzie spóźniali się tylko w takich momentach, świat byłby piękny - westchnęłam, zarzucając ramiona na jego szyję. 
      Objął mnie, mocniej przyciskając do szarego kombinezonu. 
      - Jasne, jasne. Widzę, że zaczęłaś bawić się w poetkę.
      - Czasami... 
      Odsunął się i podniósł mój bagaż. Odkąd pamiętam był niezwykle silny. Radził sobie z rzeczami, do których ja musiałabym użyć pewnego rodzaju sztucznych mechanizmów. Widocznie to do pary z inteligencją godną studenta najlepszej uczelni w Hiszpanii zaważyło przy podaniu o pracę w Sauberze. 
      - Trochę za tym tęskniłem - mruknął. - Chociaż nie, nie za tym. 
     Uśmiechnął się chytrze, przechodząc przez otwartą już metalową furtkę. Pokręciłam głową i ruszyłam za nim. Zatrzasnęłam za sobą wejście i na chwilkę przystanęłam. Nie byłam w stanie iść dalej. Szary asfalt malujący się ledwie sto metrów dalej natychmiast oczarował moje serce. 
     - Ali, później będziesz miała czas na zapoznanie się z nawierzchnią. Chodź już! - Nie zareagowałam. - Co za dzieciak! Jak tak dalej pójdzie, to stracę pracę w mgnieniu oka. 
    Rzuciłam ostatnie, stęsknione spojrzenie w kierunku przejeżdżającego akurat bolidu Ferrari i szybko odwróciłam się tyłem. Postawiłam kilka kroków do przodu, łapiąc się nadgarstka Paco. W takim miejscu lepiej nie zostawiać mnie samej. 
      Razem przeszliśmy dystans dzielący nas od garażu. Hiszpan zostawił walizkę w możliwie najbardziej ustronnym miejscu, wyjął coś z niewielkiej szafki i uśmiechnął się do mnie. 
     - Lepiej to załóż. Środki bezpieczeństwa. - Rzucił we mnie żaroodpornym kombinezonem. - Ja muszę iść zwolnić Carlosa, który obecnie udaje, że pracuje za mnie. Ale uwierz, na dłuższą metę nie zda to egzaminu.
      Pokiwałam głową, rozkładając tak pożądany przeze mnie strój. Wreszcie jestem sobą. Tą Alisą Castro, którą zawsze chciałam być. 
      - Tam masz transmisję z treningu. - Wskazał drzwi po prawo. - Jak będzie po wszystkim, to do Ciebie przyjdę. 
      Zmierzwił jeszcze moje włosy, następnie zabawnie poruszył brwiami i zniknął z pola widzenia. Miałam ogromną ochotę skakać pod sufit z radości, jaka ogarniała całe moje ciało. Wiedziałam jednak, że to z grubsza mało odpowiedzialny pomysł. Przeszłam więc do odpowiedniego pokoju, odłożyłam okulary przeciwsłoneczne na jedno ze stojących pośrodku plastikowych krzeseł i uważnie przyjrzałam się kombinezonowi. Nie mogłam się nie uśmiechać. Nie po tym, jak latami marzyłam o założeniu go, chodzeniu po torze, byciu częścią świata Formuły. Zrzuciłam lekkie adidasy i najszybciej jak tylko potrafiłam wciągnęłam na siebie szary strój. Wyjęłam na wierzch brązowe pasma, wzięłam kilka głębokich oddechów w celu uspokojenia trzęsących się dłoni, po czym jak pięciolatka okręciłam się wokół własnej osi. Niesamowite uczucie! Znajdować się tam, gdzie zawsze chciało się znajdować. Gdzie codziennie wysyłały się sny, myśli i powołanie. 
    Usiadłam na krześle w pierwszym rzędzie. Zagryzłam dolną wargę próbując zrozumieć portugalskiego komentatora. Nic z tego. Jeśli chodzi o moje umiejętności językoznawcze, ograniczały się one do Hiszpańskiego i Angielskiego. Reszta, delikatnie rzecz ujmując, leżała na wszystkich frontach. 
     - Tak chyba będzie łatwiej. - Poskoczyłam słysząc znajomy, choć zupełnie obcy mi głos. Z telewizora nagle popłynęła fala poprawnej angielszczyzny, ale nie to mnie w tamtej chwili interesowało. Obok usiadł Karl Wendlinger we własnej osobie! - Przynajmniej dla mnie. 
    Wydałam z siebie bliżej nieokreślony dźwięk i od razu spuściłam wzrok czując przerażająco mocny rumieniec na policzkach. 
      - Przepraszam - powiedziałam, choć nie miałam za co. Wprowadziłam go tym w jeszcze większe zakłopotanie. - Znaczy się... Jestem wielką fanką i... 
      - Spokojnie, okej? - Uśmiechnął się rozbrajająco. - Karl jestem. 
      - Alisa.
      Uścisnął moją dłoń dodając tym samym odrobinę odwagi. 
     - O to mi właśnie chodziło! - stwierdził. - Przyjaciółka Paco, prawda? Gadał o Tobie jak najęty od samego początku. Zastanawiałem się nawet czy wy... no wiesz. Ale od razu zaprzeczył. 
      Prychnęłam ostro, rozluźniając wszystkie mięśnie. 
     - Paco to wspaniały przyjaciel. - Poprawiłam swoją pozycję na krześle. - Jednak materiał na chłopaka z niego kiepski. 
      Austriak zaśmiał się uroczo. 
      - Tak też właśnie myślałem. 
      Zapadła chwila nieprzyjemnej, wręcz krępującej ciszy. Nie wiedziałam, jak prowadzić rozmowę z facetem, którego regularnie widywałam w telewizji. Którego w pewnym sensie również mocno podziwiałam. To tak jakby podejść do Króla i spytać, co tam u niego słychać. Nikt nie jest gotowy na równie zuchwały czyn. 
      - Nie jedziesz już? 
      Spojrzał na mnie zaskakująco przeszywającym wzrokiem. 
    - Chcą coś zmienić. Powiedzieli, że już nie wyjadę. - Wzruszył ramionami. - Mówi się trudno. Zresztą i tak został niecały kwadrans. 
      - Piętnaście minut zawsze coś. 
      Przekręcił głowę, wpatrując się w moją twarz. 
    - Nigdy wcześniej nie spotkałem dziewczyny, która lubi te klimaty - mruknął, uroczo marszcząc czoło. - Wiesz, Formuła, niebezpieczna rywalizacja. Większość twierdzi raczej, że igramy ze śmiercią. Naginamy pewne zasady. 
     Pokręciłam głową ze śmiechem. 
 - Zdecydowanie nie jestem jedną z tych normalnych. - Wyraźnie zarysowałam palcami cudzysłów. - Wolę oglądać wyścigi niż chodzić po sklepach i kupować setną sukienkę mini, której pewnie i tak nigdy nie włożę. 
      Karl zagwizdał wyzywająco, siadając bokiem. Najwidoczniej chciał mi się jeszcze lepiej przyjrzeć. 
      - Nie powiem, interesująca jesteś - powiedział. - Zresztą każdy fan Formuły jest ciekawy. Szczególnie kobiety. Nigdy nie widziałem kobiety z benzyną we krwi. 
      Zarumieniłam się, onieśmielona jego bliskością. I gdy miałam wrażenie, że stanie się coś zupełnie spontanicznego, wręcz niechcianego, do pomieszczenia wparował Paco. 
      - Alisa! Patrz... - Zawahał się. Był to bardzo wymowny gest ukazujący mi jednoznaczność sytuacji, w której się znajdowałam. - To prezent. 
    Przeniosłam wzrok z Karla na towarzysza Hiszpana i momentalnie zamarłam. Poderwałam się z miejsca przewracając niestabilny mebel, co spotkało się z jeszcze większym zaczerwienieniem skóry twarzy. Skrzywiłam się mocno. Zaraz jednak postawiłam parę kroków w kierunku dwóch męskich postaci. Na trzęsących się nogach stanęłam przed samym Michaelem Schumacherem analizując każdy najmniejszy szczegół jego postury. Blond włosy, niebieskie oczy, trzymany w dłoni kask... To wszystko było takie mało realne! Zapragnęłam powiedzieć mu, co czuję. Jak bardzo kocham jego styl jazdy. Jak bardzo boję się o niego w czasie wyścigu. Ile tak naprawdę znaczy dla mnie to, że go spotkałam. Ale nie mogłam. Nie umiałam. 
     Cholera! W najważniejszy życiowym momencie zapomniałam, gdzie dokładnie znajduje się mój język.

__________
Im więcej razy przeczytam rozdział tego opowiadania, im więcej razy zacznę zagłębiać się w historię Ayrtona, tym bardziej wiem, że to opowiadanie będzie znaczyło dla mnie zdecydowanie więcej, niż znaczyć z początku miało. Strasznie je pokochałam. Jak jeszcze żadne, które było mi dane pisać.
Mam nadzieję, że ta część, która jest tak naprawdę jeszcze o niczym, wyjaśniła wam troszkę moich zamiarów na dalszą fabułę i nie zanudziła ;)
To do następnego! ;*
Sempre Ayrton!

piątek, 1 maja 2015

Prolog

      To, że kocham Formułę, nie znaczy, że nie jestem dziewczyną...
     Dzień jak co dzień. O jasne ściany niewielkiego pokoju odbijały się gorące promienie słoneczne, w tle po raz tysięczny leciał wywiad z dwoma wspaniałymi kierowcami, a mój młodszy brat doprowadzał mnie do szału marudząc, bym wreszcie zmieniła kanał w telewizorze. Miałam ogromną ochotę powiedzieć mu, co myślę o nieposzanowaniu wyścigów. W ostatniej chwili powstrzymałam się jednak wiedząc, że byłoby to nie do końca w porządku. Ja sama nie rozumiałam jego zamiłowania do piłki nożnej. Jedziemy więc na jednym wózku.
     - Jak ty możesz na nich w ogóle patrzeć? Ten to ma bardziej krzywy ryj od najbrzydszej świni świata!
      Szybko spojrzałam na ekran. Zaśmiałam się widząc stojącego pod ścianą Nikiego. Tak, w tym wypadku wyjątkowo mogłam przyznać mu rację. Nigdy nie przepadałam za Laudą. Jego styl bycia od zawsze mnie odrzucał i na sam widok tej poparzonej, choć nie z winy właściciela, twarzy, ogarniały mnie silne odruchy wymiotne. 

     - Myślałam, że nie masz gustu - mruknęłam, wyciągając z szafy stertę cienkich, letnich koszulek. - Jak widać pozory naprawdę potrafią mylić. 
      - Co? - spytał zdezorientowany.
    - Sama za nim nie przepadam. - Zaśmiałam się, wrzucając ubrania do obszernej walizki. - Zarozumiały dupek.

      - No no, siostra mi się wyrabia!
     Parsknęłam. Przeszłam z jednego końca pokoju do drugiego, gwałtownie zatrzymując się w poszukiwaniu kosmetyczki. 
     - Nie przyzwyczajaj się. - Westchnął teatralnie, ukazując jakże znamienne dla takich chwil znużenie. Nie, tego znieść nie potrafiłam. - A teraz wypad, bo muszę skończyć się pakować! 
     Niechętnie wstał z kanapy wiedząc, że jeśli nie ruszy swoich leniwych czterech liter, oberwie czymś niezwykle twardym i zdecydowanie nieprzyjemnym. 
    - Jeśli spotkasz tam któregoś z nich... Po prostu poproś, by na wizji wytłumaczyli, na czym to wszystko polega. I co zrobić...
      - Przesadzasz Lio! 
      Uśmiechnął się chytrze. Ja z kolei wywróciłam oczami od razu odwracając się tyłem do niego. Miałam nadzieję, że przekona go to do jak najszybszego opuszczenia mojego pokoju. Udało się. Parę sekund później usłyszałam przyjemny dźwięk puszczanej klamki, co wprowadziło mnie w naprawdę wspaniały stan. Wreszcie sama. Z Michaelem. I myślą, że niedługo stanę z nim twarzą w twarz. 
    Z szybko bijącym sercem odrzuciłam kwiecistą sukienkę na komodę. Automatycznie przeniosłam wzrok na ekran telewizora od razu wytężając słuch. Mojej uwadze nie mogło uciec żadne, nawet najmniejsze słowo. 
    - Początek sezonu jak zawsze będzie trudny. Niczego innego się nie spodziewam - odparł Niemiec, przyprawiając mnie o niezwykle przyjemne dreszcze. Oby tak dalej, kochanie! - Wierzę jednak, że przy dobrych wiatrach od razu powędruję na podium. Ekipa wykonała wspaniałą pracę, więc z niewielką pomocą szczęścia nie powinno być większych problemów.
      - Ayrton, a ty jak spędziłeś te cztery miesiące?
     Brazylijczyk wyprostował się, przyjął najpoważniejszą minę z możliwych i spojrzał wprost w obiektyw kamery. 
     - Cóż... - zawahał się chwilowo. - Czas bez wyścigów jest pewnego rodzaju odskocznią. Dla jednych miłą, dla innych nieco uciążliwą. Od zawsze jestem przywiązany do Formuły całym sercem i jeśli mam być szczery, oglądałem powtórki poszczególnych Grand Prix. Po prostu tęskniłem za tym, co dla mnie najważniejsze. 
      Jakby w dopełnieniu wzruszył ramionami.
     - Nigdy nie czułeś żadnego strachu siedząc za kierownicą, prawda? 
     - Nie. Jeśli mam być szczery, to nie. - Delikatnie uniósł kąciki ust, co w jego mniemaniu było niezwykłym osiągnięciem. Wieczny ponurak się uśmiechnął! - Pragnę żyć w pełni bardzo intensywnie. Nigdy nie chciałbym cierpieć z powodu choroby czy kontuzji. Jeśli przydarzy mi się wypadek, wolałbym zginąć natychmiast. - Wzdrygnęłam się na te słowa. - Zresztą wierzę, że skoro Bóg dał mi talent do ścigania, nie powinien pozwolić, by na torze coś mi się stało. 
     Pokiwałam głową, urzeczona szczerością jego wypowiedzi. Nigdy nie byłam szczególną fanką tego zawodnika. Nigdy nie skakałam pod sufit widząc jego sukcesy. Od kilku dobrych lat moje serce wypełnił Schumacher. 
      Tym razem poczułam jednak, że i on jest niesamowicie wielki. 
      Ten rok będzie wspaniałym przeżyciem. Już ja się o to mocno postaram...

 __________
Ruszam z tym opowiadaniem już dzisiaj, ponieważ... Ponieważ to właśnie dzisiaj, 1 maja, mija 21 lat od tragicznej śmierci głównego bohatera. 
Ayrton na zawsze pozostanie w sercach kibiców F1! 
Nigdy nie myślałam, że coś o nim napiszę. Nigdy nawet nie zagłębiałam się w jego historię. Dopiero zmuszona przez pana od informatyki do zrobienia projektu o kimś, kto według mnie jest wielki (niestety slajdy z Sebastianem mi nie wychodziły), zaczęłam czytać, czytać i wreszcie zakochiwać się w tym, co robił i jaki był. Aż doszłam do wniosku, że muszę coś o nim napisać! Takim oto sposobem witam was na jednym z niewielu blogów o Formule i mam nadzieję, że choć nie jest to dość powszechny temat i popularny sport w Polsce, ktoś tutaj zawita ;)
Faith dla Zaczarowane Szablony