Za oknem widniały strzeliste budowle Sao Paulo, a ja sama nie mogłam uwierzyć, że znalazłam się w sercu największego brazylijskiego miasta. Co jakiś czas mocno szczypałam się w nadgarstek. Wiadomo, w jakim celu. Głupia sprawa, jednak bez tego byłam skazana na zwariowanie przez niedowierzanie we własne szczęście. W szczęście Paco.
Zawsze myślałam, że spełnianie marzeń to pojęcie względne. Nie ma osoby, która po kilku latach fascynowania się czymś w domowym zaciszu będzie mogła stanąć wreszcie na torze, boisku czy scenie wpatrując się w tak doskonale znaną jej osobę publiczną. Nie wierzyłam w to. Dopiero teraz, gdy jechałam taksówką ulicami miasta Ameryki Południowej na spotkanie z idolem mogłam spokojnie powiedzieć, że jeśli wierzysz, dasz radę osiągnąć wszystko. A z pomocą najwspanialszego przyjaciela na świecie podbić nawet i cały swój wyimaginowany świat. Paco po prostu taki już był. Walczył o miejsce w jakiejkolwiek ekipie Formuły, bym mogła zawitać na każdym torze widniejącym w kalendarzu obecnego sezonu. I byłam mu za to piekielnie wdzięczna!
Oparłam głowę o szybę i zamknęłam oczy. Zaczęłam szybciej oddychać. Wszystko we mnie pracowało jakby ze zwiększonymi obrotami. Serce, przepływ krwi, myślenie... Każdą czynność wykonywałam niepewnie, trzęsąc się. Mokre od potu dłonie co chwilę musiałam wycierać w materiał krótkich spodenek. Bałam się, choć nie do końca wiedziałam, czego. Podekscytowanie brało górę już od postawienia stopy na tym gruncie, naraz pisałam tysiące scenariuszy poznania Michaela poprawiając nawet najdrobniejsze szczegóły. Jeśli miałam mu się pokazać, czułam potrzebę zrobienia tego w jak najlepszym stylu. I oby mi się udało.
Po dłużących się minutach jazdy samochodem, zapłaciłam za podjęty kurs i wyjęłam walizkę z bagażnika. Uśmiechnęłam się do kierowcy tłumacząc, że dalej dam radę sama. Odwróciłam się rozpromieniona, by spojrzeć na obiekt marzeń. Interlagos widniało zaraz przede mną. Zachłysnęłam się powietrzem, coraz szerzej otwierając usta ze zdumieniem. Prawdziwy tor wyścigowy. Miejsce, w którym aktualnie znajduje się człowiek najbardziej przeze mnie podziwiany. I który teraz jeździ w trzecim treningu przed Grand Prix Brazylii. Cholera! Wiedziałam, że się spóźnię!
Z walącym sercem przeszłam nie całkiem zapełniony parking, po czym według instrukcji Hiszpana skierowałam się do bocznego wejścia. Szukałam odpowiedniego numerku nie do końca pewna, czy będzie miał mnie kto wpuścić. Ciągnąc za sobą sporych rozmiarów torbę brałam coraz to głębsze wdechy, by uspokoić poharatane nerwy. Z przykrością stwierdziłam, że nie dawało to najmniejszych efektów. A zawsze działało! Na trzęsących się nogach stanęłam w umówionym miejscu. Miałam wrażenie, że zaraz się przewrócę. Nie byłam pewna, czy to normalna reakcja. Między innymi dlatego oparłam się o metalową siatkę. A co, jeśli przyjechałam w złe miejsce? Jeśli Paco sobie ze mnie żartował? Nie! Nie bądź pesymistką! Spojrzałam w niebo, szybko odpychając od siebie ponure myśli. Uniosłam kąciki ust ku górze patrząc na szczery błękit. Wystawiłam ręce do palącego słońca i choć chwilowo spróbowałam się odprężyć przed stresującym momentem. Kilka minut takiego stania wyszło mi jak najbardziej na plus, bowiem zaczęłam niecierpliwie dreptać w miejscu. To łapałam rączkę walizki, to ją puszczałam. I tak w kółko. Słyszałam jeżdżące po asfalcie bolidy. Fakt, że nie mogłam ich zobaczyć był niezwykle irytujący. Spróbowałam skupić swoją uwagę na czymś innym, z lekka odmiennym i przeczesałam długie, brązowe włosy palcami wspominając coraz to kolejne wyścigi, kłótnie z Lio i to, jak przed wyjazdem poprosił mnie o trzymanie się z dala od tych wszystkich kierowców w sprawach sercowych. Zaśmiałam się. Jakby któryś w ogóle mnie zechciał...
- Alisa! Rany, przepraszam Cię!
Odwróciłam się i z uśmiechem spojrzałam na opalonego przyjaciela.
- Gdyby ludzie spóźniali się tylko w takich momentach, świat byłby piękny - westchnęłam, zarzucając ramiona na jego szyję.
- Gdyby ludzie spóźniali się tylko w takich momentach, świat byłby piękny - westchnęłam, zarzucając ramiona na jego szyję.
Objął mnie, mocniej przyciskając do szarego kombinezonu.
- Jasne, jasne. Widzę, że zaczęłaś bawić się w poetkę.
- Czasami...
Odsunął się i podniósł mój bagaż. Odkąd pamiętam był niezwykle silny. Radził sobie z rzeczami, do których ja musiałabym użyć pewnego rodzaju sztucznych mechanizmów. Widocznie to do pary z inteligencją godną studenta najlepszej uczelni w Hiszpanii zaważyło przy podaniu o pracę w Sauberze.
- Trochę za tym tęskniłem - mruknął. - Chociaż nie, nie za tym.
Uśmiechnął się chytrze, przechodząc przez otwartą już metalową furtkę. Pokręciłam głową i ruszyłam za nim. Zatrzasnęłam za sobą wejście i na chwilkę przystanęłam. Nie byłam w stanie iść dalej. Szary asfalt malujący się ledwie sto metrów dalej natychmiast oczarował moje serce.
- Ali, później będziesz miała czas na zapoznanie się z nawierzchnią. Chodź już! - Nie zareagowałam. - Co za dzieciak! Jak tak dalej pójdzie, to stracę pracę w mgnieniu oka.
Rzuciłam ostatnie, stęsknione spojrzenie w kierunku przejeżdżającego akurat bolidu Ferrari i szybko odwróciłam się tyłem. Postawiłam kilka kroków do przodu, łapiąc się nadgarstka Paco. W takim miejscu lepiej nie zostawiać mnie samej.
Razem przeszliśmy dystans dzielący nas od garażu. Hiszpan zostawił walizkę w możliwie najbardziej ustronnym miejscu, wyjął coś z niewielkiej szafki i uśmiechnął się do mnie.
- Lepiej to załóż. Środki bezpieczeństwa. - Rzucił we mnie żaroodpornym kombinezonem. - Ja muszę iść zwolnić Carlosa, który obecnie udaje, że pracuje za mnie. Ale uwierz, na dłuższą metę nie zda to egzaminu.
Pokiwałam głową, rozkładając tak pożądany przeze mnie strój. Wreszcie jestem sobą. Tą Alisą Castro, którą zawsze chciałam być.
- Tam masz transmisję z treningu. - Wskazał drzwi po prawo. - Jak będzie po wszystkim, to do Ciebie przyjdę.
Zmierzwił jeszcze moje włosy, następnie zabawnie poruszył brwiami i zniknął z pola widzenia. Miałam ogromną ochotę skakać pod sufit z radości, jaka ogarniała całe moje ciało. Wiedziałam jednak, że to z grubsza mało odpowiedzialny pomysł. Przeszłam więc do odpowiedniego pokoju, odłożyłam okulary przeciwsłoneczne na jedno ze stojących pośrodku plastikowych krzeseł i uważnie przyjrzałam się kombinezonowi. Nie mogłam się nie uśmiechać. Nie po tym, jak latami marzyłam o założeniu go, chodzeniu po torze, byciu częścią świata Formuły. Zrzuciłam lekkie adidasy i najszybciej jak tylko potrafiłam wciągnęłam na siebie szary strój. Wyjęłam na wierzch brązowe pasma, wzięłam kilka głębokich oddechów w celu uspokojenia trzęsących się dłoni, po czym jak pięciolatka okręciłam się wokół własnej osi. Niesamowite uczucie! Znajdować się tam, gdzie zawsze chciało się znajdować. Gdzie codziennie wysyłały się sny, myśli i powołanie.
Usiadłam na krześle w pierwszym rzędzie. Zagryzłam dolną wargę próbując zrozumieć portugalskiego komentatora. Nic z tego. Jeśli chodzi o moje umiejętności językoznawcze, ograniczały się one do Hiszpańskiego i Angielskiego. Reszta, delikatnie rzecz ujmując, leżała na wszystkich frontach.
- Tak chyba będzie łatwiej. - Poskoczyłam słysząc znajomy, choć zupełnie obcy mi głos. Z telewizora nagle popłynęła fala poprawnej angielszczyzny, ale nie to mnie w tamtej chwili interesowało. Obok usiadł Karl Wendlinger we własnej osobie! - Przynajmniej dla mnie.
Wydałam z siebie bliżej nieokreślony dźwięk i od razu spuściłam wzrok czując przerażająco mocny rumieniec na policzkach.
- Przepraszam - powiedziałam, choć nie miałam za co. Wprowadziłam go tym w jeszcze większe zakłopotanie. - Znaczy się... Jestem wielką fanką i...
- Spokojnie, okej? - Uśmiechnął się rozbrajająco. - Karl jestem.
- Alisa.
Uścisnął moją dłoń dodając tym samym odrobinę odwagi.
- O to mi właśnie chodziło! - stwierdził. - Przyjaciółka Paco, prawda? Gadał o Tobie jak najęty od samego początku. Zastanawiałem się nawet czy wy... no wiesz. Ale od razu zaprzeczył.
Prychnęłam ostro, rozluźniając wszystkie mięśnie.
- Paco to wspaniały przyjaciel. - Poprawiłam swoją pozycję na krześle. - Jednak materiał na chłopaka z niego kiepski.
Austriak zaśmiał się uroczo.
- Tak też właśnie myślałem.
Zapadła chwila nieprzyjemnej, wręcz krępującej ciszy. Nie wiedziałam, jak prowadzić rozmowę z facetem, którego regularnie widywałam w telewizji. Którego w pewnym sensie również mocno podziwiałam. To tak jakby podejść do Króla i spytać, co tam u niego słychać. Nikt nie jest gotowy na równie zuchwały czyn.
- Nie jedziesz już?
Spojrzał na mnie zaskakująco przeszywającym wzrokiem.
- Chcą coś zmienić. Powiedzieli, że już nie wyjadę. - Wzruszył ramionami. - Mówi się trudno. Zresztą i tak został niecały kwadrans.
- Piętnaście minut zawsze coś.
Przekręcił głowę, wpatrując się w moją twarz.
- Nigdy wcześniej nie spotkałem dziewczyny, która lubi te klimaty - mruknął, uroczo marszcząc czoło. - Wiesz, Formuła, niebezpieczna rywalizacja. Większość twierdzi raczej, że igramy ze śmiercią. Naginamy pewne zasady.
Pokręciłam głową ze śmiechem.
- Zdecydowanie nie jestem jedną z tych normalnych. - Wyraźnie zarysowałam palcami cudzysłów. - Wolę oglądać wyścigi niż chodzić po sklepach i kupować setną sukienkę mini, której pewnie i tak nigdy nie włożę.
Karl zagwizdał wyzywająco, siadając bokiem. Najwidoczniej chciał mi się jeszcze lepiej przyjrzeć.
- Nie powiem, interesująca jesteś - powiedział. - Zresztą każdy fan Formuły jest ciekawy. Szczególnie kobiety. Nigdy nie widziałem kobiety z benzyną we krwi.
Zarumieniłam się, onieśmielona jego bliskością. I gdy miałam wrażenie, że stanie się coś zupełnie spontanicznego, wręcz niechcianego, do pomieszczenia wparował Paco.
- Alisa! Patrz... - Zawahał się. Był to bardzo wymowny gest ukazujący mi jednoznaczność sytuacji, w której się znajdowałam. - To prezent.
Przeniosłam wzrok z Karla na towarzysza Hiszpana i momentalnie zamarłam. Poderwałam się z miejsca przewracając niestabilny mebel, co spotkało się z jeszcze większym zaczerwienieniem skóry twarzy. Skrzywiłam się mocno. Zaraz jednak postawiłam parę kroków w kierunku dwóch męskich postaci. Na trzęsących się nogach stanęłam przed samym Michaelem Schumacherem analizując każdy najmniejszy szczegół jego postury. Blond włosy, niebieskie oczy, trzymany w dłoni kask... To wszystko było takie mało realne! Zapragnęłam powiedzieć mu, co czuję. Jak bardzo kocham jego styl jazdy. Jak bardzo boję się o niego w czasie wyścigu. Ile tak naprawdę znaczy dla mnie to, że go spotkałam. Ale nie mogłam. Nie umiałam.
Cholera! W najważniejszy życiowym momencie zapomniałam, gdzie dokładnie znajduje się mój język.
__________
Im więcej razy przeczytam rozdział tego opowiadania, im więcej razy zacznę zagłębiać się w historię Ayrtona, tym bardziej wiem, że to opowiadanie będzie znaczyło dla mnie zdecydowanie więcej, niż znaczyć z początku miało. Strasznie je pokochałam. Jak jeszcze żadne, które było mi dane pisać.
Mam nadzieję, że ta część, która jest tak naprawdę jeszcze o niczym, wyjaśniła wam troszkę moich zamiarów na dalszą fabułę i nie zanudziła ;)
To do następnego! ;*
Sempre Ayrton!